Kanion El Chorro stworzyła natura, kiedy w skałę wdarła się rzeka Guadalhorce, i człowiek - na początku XX w. powstała tu elektrownia wodna i tama chroniąca pobliskie wioski przed powodziami. Dzięki temu w dolinie rzeki są trzy sztuczne jeziora o turkusowych taflach. El Chorro przecina także linia kolejowa z Malagi do Sewilli. Wapienne ściany kanionu sięgające 200 m mają bardzo zróżnicowaną fakturę i formę: od naciekowych, tzw. kaloryferów, przez rysy i półki, po przewieszone okapy. Pierwsze drogi wspinaczkowe powstały tu pod koniec lat 80. XX w. Nie będą się tu nudzić, zwłaszcza miłośnicy takich wrażeń jak wspinaczka w towarzystwie krążących nad głowami orłów (El Chorro to największe w Andaluzji siedlisko tych ptaków).

 

Można się wspinać przez cały rok, poza najgorętszymi miesiącami lipcem i sierpniem. Pierwsze sektory wspinaczkowe zaczynają się tuż za kempingiem i ciągną do jaskini Poema de Roca (Poemat o Skale). Do pozostałych idzie się tunelami kolejowymi, a następnie jedną ze ścieżek wydeptanych przez zastępy wspinaczy, pachnącą rozmarynem i dzikim koprem.

Turystów przyciąga do El Chorro Camino del Rey - kładka biegnąca wzdłuż ściany kanionu na wysokości 100 m od jego dna. Najpierw była chodnikiem służącym robotnikom, którzy znosili z gór surowiec do budowy elektrowni. W 1921 r. Alfons XIII (ostatni król Hiszpanii przed dyktaturą Riviery i Franco) postanowił zobaczyć ten cud techniki i osobiście otworzyć tamę El Conde del Guadalhorce. Uparł się, by dotrzeć do celu tą samą wąską ścieżką, którą codziennie przemierzali kanion robotnicy. Na pamiątkę monarszej wycieczki nazwano ją Camino del Rey - Ścieżką Króla.

Najpopularniejszą pamiątką z El Chorro jest zdjęcie na mostku łączącym dwa odcinki chodnika zawieszone na przeciwległych ścianach kanionu Na ten trzykilometrowy spacer trzeba wziąć uprząż z lonżą albo specjalną na ferraty z płytką hamującą, albo dwie niezależne długie lonże z karabinkami HMS. Betonowo-żeliwną konstrukcję nadgryzł ząb czasu i chodnik jest ubezpieczony żelazną liną oraz klamrami (do końca tej dekady ma być odnowiony za 7 mln euro!). Jedną lonżę wpinamy do liny lub najbliższej klamry, ostrożnie dochodzimy do następnej, przypinamy się drugą lonżą i dopiero wtedy uwalniamy pierwszą. Dzięki temu unikamy ryzyka, że poślizgniemy się na wyszczerbionych stopniach w momencie przepinania lonży między punktami asekuracyjnymi i... polecimy w dół.

 

W El Chorro zaczynają się również szlaki pieszych wędrówek po dolinie Guadalhorce. Najbardziej malowniczy wiedzie na turnię Sierra de Huma (1119 m n.p.m.) i zajmuje 5-6 godzin w obie strony. Nie brakuje też tras dla rowerów górskich (najbliższa wypożyczalnia jest w Alorze, 12 km z El Chorro). Jedna z najciekawszych przejażdżek prowadzi do ruin wioski Bobastro (6 km od elektrowni). Postacią, która przesądziła o sławie osady, był żyjący na przełomie IX i X w. Umar ibn Hafsun, przywódca rewolty przeciwko emiratowi Kordowy. Choć arabska armia zdusiła powstanie, ukrywającego się w Bobastro Hafsuna nigdy nie ujęto. Gdy przeszedł z islamu na chrześcijaństwo, kazał wyciąć w skale kościół, którego pozostałości wciąż można oglądać. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to jedynie grota, ale gdy podchodzimy bliżej, widać filary trzech naw zwieńczone łukami. Niegdyś stała tu świątynia zbudowana na klasycznym planie bazyliki.


W powrotnej drodze z Bobastro zatrzymujemy się przy maryjnej kaplicy Villaverde, doskonałym przykładzie andaluzyjskiego sakralnego baroku. Bielone ściany upiększają sceny z życia świętych ręcznie malowane na ceramicznych płytkach azulejos. Krzyże i rozety w oknach wykuto ze stopów żelaza.

U wrót kanionu przycupnęła maleńka miejscowość El Chorro: stacja kolejowa, dworcowy bar, dwa sklepy (jeden nazwano wspinaczkowym, drugi supermarketem) i skromna baza noclegowa. Pensjonat La Garganta del Chorro w dawnym młynie jest opcją dla bardziej wymagających (70 euro za noc, restauracja). Zachodni wspinacze okupują schronisko El Refugio (10 euro, bar na miejscu). Polacy częściej wybierają zadbany kemping Alberque (6-9 euro za nocleg w namiocie, 4-osobowy bungalow 65 euro). Nikogo jednak nie dziwi widok koczujących w skałach wspinaczy. Istnieje niepisana umowa, że mogą oni nocować w opuszczonych chatkach pasterskich. Mieszkańcy, chociaż zarabiają na turystach, nie traktują ich przedmiotowo. W El Chorro spotkaliśmy samych życzliwych perotes (ludzie stąd, tutejsi), którzy z całych sił próbują pomóc łamaną angielszczyzną lub na migi. Niektórzy z "brania na stopa" zagranicznych wspinaczy do pobliskiej Alory uczynili codzienny obyczaj. Nie biorą za to pieniędzy, a zdarzają się i tacy, którzy nadkładają drogi, żeby podwieźć ich pod bramę kempingu.

 

lora to dosłownie "białe miasteczko". Niemal wszystkie budynki pokryte są białym tynkiem, a ich progi zdobią ceramiczne mozaikowe ornamenty - dalekie echo czasów, gdy w Andaluzji, wówczas kalifacie Al-Andalus, kanony sztuki wyznaczali Arabowie. Niespełna 14-tysięczne pueblo blanco jest wciśnięte w nieckę między trzema wzgórzami, więc wąskie uliczki stromo zbiegają się i pną po ich zboczach (odpoczynek po wspinaniu w El Chorro nie wydaje się nam już tak oczywisty).

Na jednym z okalających miasto wzniesień - Cerro de las Torres (Wzgórze Wież) - stoją bardzo dobrze zachowane ruiny Zamku Arabskiego. Można go zwiedzać bez przewodnika i bez biletów wstępu (w najbliższych latach ma być odrestaurowany). Twierdza ma aż sześć wież strzelniczych. W czasach rekonkwisty wytrwale bronili się tu Maurowie. W 1434 r. pod mury przybył ze swoimi oddziałami namiestnik Andaluzji Diego Gómez de Ribera. Wkrótce padł martwy - ugodzony kulą Maura - a kastylijskie wojsko musiało się poddać.

Do zamku wchodzi się przez ocalałą bramę zwieńczoną łukiem w kształcie podkowy (to jedyny taki portyk w zachodniej Hiszpanii). W środku niespodzianka - dziedziniec to zrujnowany cmentarz katolicki. Z połamanych tablic odczytujemy, że ostatnie pochówki miały miejsce w latach 90. XX w. Na górnym poziomie zamku rośnie cytrynowy gaj, a z Torre de la Vela rozpościera się widok na Alorę i sąsiednie wioski. Castillo Arabe budzi mieszane uczucia. Groby, krzyże, cytryny i pamiętające Maurów ornamenty - "a to Andaluzja właśnie".

Dzieje Alory przypominają historię Półwyspu Iberyjskiego w pigułce. Budowę fortecy na Cerro de las Torres rozpoczęli Fenicjanie, kontynuowali Rzymianie, zburzyli ją Wizygoci, a odbudowali Maurowie. W XV w. rekonkwista objęła również Alorę, ale najdonioślejszym wydarzeniem w historii miasta nie jest wyswobodzenie z rąk arabskich, lecz edykt króla Filipa IV z 1628 r. stwierdzający, że Alora jest "na wieki wieków" niezależna od Malagi. Wyczekaną suwerenność uświetniła budowa kościoła Nuestra Senora de La Encarnación trwająca prawie 100 lat. Surowy barok w stylu mudejar wciąż zachwyca: podkowiaste łuki okien i naw, kasetonowe stropy ozdobione koronkowymi ornamentami i sztukaterią z motywem kwiatów. Świątynia zyskała przydomek (o, ironio historii!) miniatury katedry w Maladze.


Jedna z głównych ulic nosi imię Cervantesa, który spędził tu kilka lat (1587-93), pracując jako... poborca podatków. Dziś jest patronem nowoczesnego Teatro Municipal (Teatr Miejski). O Alorze mówi się Cuna de la Malaguena, kolebka malagueny, czyli stylu flamenco, którego cechą charakterystyczną jest głęboki, emocjonalny wokal z akompaniamentem pojedynczej gitary. W XIX w. była rzewną pieśnią bez regularnego metrum, tzw. cante libre, ale andaluzyjski temperament sprawił, że z biegiem lat melodie stawały się coraz skoczniejsze (obecnie przypominają fandango). Tanecznych i lirycznych malaguen można posłuchać w czasie świąt i festynów na placu przy fontannie w kształcie gitary przewiązanej kobiecą chustą (rzeźba jest hołdem dla najsławniejszych śpiewaków z Alory).

Najlepszym dniem na wizytę jest poniedziałek, kiedy rynek i deptak zamieniają się w targ pełen owoców, oliwek alorenas i lokalnych win. Od końca kwietnia do początku września co kilka tygodni odbywają się festiwale flamenco, fandango i malagueny. Na przełomie lipca i sierpnia cała Alora bawi się na miejskim festynie. To świetna okazja, by wystartować w konkursie Cantes de la Trilla, czyli pieśni flamenco śpiewanych przy młóceniu ziarna, i spróbować legendarnych lodów z orzechów laskowych podawanych z churros - andaluzyjską wersją faworków. Na zakończenie wycieczki trzeba spróbować sopas perotas, kruszonego czerstwego chleba, który podaje się ze smażonymi szparagami, oliwkami, cebulą i pomidorem. Warto także zatrzymać się w sanktuarium Nuestra Senora de Flores. W ołtarzu znajduje się XVI-wieczny obraz patronki miasta, a kościelne wzgórze to ulubiony cel popołudniowych spacerów. Z tarasu można dostrzec kaniony El Chorro i El Torcal.


El Torcal to kolejny pomysł na całodzienną wyprawę - z Malagi 30 km na północ, z El Chorro - ok. 10 km na wschód, w kierunku Antequery. Sto milionów lat temu cały ten obszar pokrywało morze. Wiatr i ustępująca woda wyrzeźbiły niezwykłe formacje skalne - rezerwat El Torcal słynie z labiryntu naturalnie utworzonego z wapiennych skał. Niektóre ostańce robią wrażenie olbrzymich kopców z głazów ułożonych jeden na drugim. Mamy tu do wyboru trzy znakowane szlaki. Najdłuższy pnie się do punktu widokowego na wysokości 1340 m n.p.m., skąd można podziwiać Malagę i brzegi Afryki. Warto zobaczyć rosnące w parku orchidee, a jeśli się nie uda, trzeba pójść do małej szklarni przy parkingu.